W ostatnią sobotę miałam pierwsze zawody w tym roku, także dość późno zaczęłam sezon. Wybrałam tym razem z cyklu XTERRY start w Pradze, aby w nowym miejscu jak to zwykle ;-).
W związku z tym, że czwartek był Bożym Ciałem, weekend był dłuższy.
Przejazd do Pragi się dość dłużył, ale wyjazd był w czwartek rano.
W Pradze było parno, zapowiadało się na burze, która przeszła bokiem.
Objazd trasy rowerowej, miejscami jeszcze źle oznakowana. Wiedziałam, że lekko nie będzie przez pogodę , więc na podjazdach tym bardziej się męczy organizm. Piątek na zwiedzanie, dzień przyjemniejszy – wiał wiatr.
Start mieliśmy w sobotę o godzinie 14.00 . Sprint startował rano. Czyli akurat w najcieplejszą porę dnia (30 kilka stopni w cieniu)
Po raz kolejny nie było dozwolone pływanie w piance, ze względu na temperaturę wody. Woda nie była za czysta, tak trochę jak Rusałka w Poznaniu ;-).
Start mieliśmy z wody, do pokonania były 3 okrążenia z wybiegiem z wody. Przy wyjściu trzeba było uważać bo w wodzie i nad były śliskie schody. Pierwszy raz przy wyjściu z wody sugerowano nam zostawić buty do biegania, aby dobiec 800m do strefy zmian, jako, że nie wyłożyli „dywanu”. W wodzie trochę się kotłowało na pierwszej pętli. Wciąż kogoś dotykałam po tyłku ;-). Raz „oberwałam” mocno z pięści w zęby i nos, aż zabolało…hm może ktoś pływa z zaciśniętymi pięściami? Ogólnie byłam zdziwiona po drugiej pętli, że wybiegamy na trzecią, myślałam, że będą dwie.
Trasa rowerowa liczyła dwie pętle. Woda kokosowa w bidonie już zdążyła się nagrzać, mimo że do strefy zmian weszłam na jakieś 45 minut przed startem zanieść wszystko. Przy wyjeździe był zraszacz, także można było się ochłodzić. Pętla liczyłam 16 kilometrów i około 500m przewyższeń. Były dwa ciężkie podjazdy, gdzie widziałam inne osoby blisko mnie prowadziły, ja się zapierałam, ale na drugim ugrzęzłam już na jakimś konarze wyżej. Podjazdy te dochodziły do prawie 30%. Po 30 minutach na rowerze dopadł mnie nawet kryzys (po tym długim stromym podjeździe), jednak dobrze, że minął. Na rowerze miałam w planach coś zjeść. Miałam dwa batony zakupione dnia poprzedniego (jakieś płatki z daktylami chyba),jednak nie doczytałam , że jest tam też czekolada, więc już w strefie zmian widziałam jaka „miazga” się z nich zrobiła…Kombinowałam jak to jeść cała się brudząc. Trasa miała również singletracki, korzenie, jazdę przez pola, całe szczęście w większości w lesie zacienionym…po pierwszej pętli wymieniłam bidony, mieliśmy stolik, na którym przed startem mogliśmy zostawić bidony i okleić naklejką z numerem startowym.
Bieg to również 2 pętle i tutaj wiedziałam, że nie będzie lekko. Przed startem rozmawiałam z jedną dziewczyną – mówiła mi, że bieg jest w samym słońcu.
Nie wiedziałam jednak co mnie czeka ;-). Podbiegi dosłownie zabijały, ja jak inni podchodziliśmy, ale samo podchodzenie w tej temperaturze nie było łatwe ;-). Sporo przeszłam. Było mi już tak obojętne, jak widziałam gdy kobiety mijają mnie… na trasie brakowało wody i zraszaczy, myślałam, że na nawrotce będzie , ale nie. Na punkcie z wodą wylewałam kilka kubków wody na siebie. Na odcinkach w dół, czy płaskich starałam się jakoś biec z nóżki na nóżkę. Wyszło na biegu 245m przewyższeń. Chociaż w trakcie biegu miałam myśli co ja tu robię i że może nie powinnam startować:p.
Dobiegłam na metę po 4h 10m co dało 2 miejsce w kategorii wiekowej (ale ukończyłyśmy dwie) ze stratą 7 minut ( bieg mnie załatwił, bo lepiej popłynęłam i na rowerze) , gdzie ona pobiegła 12minut szybciej ;).
Ogólnie jeśli chodzi o organizacje była dość słaba w porównaniu z innymi miejscami z tego cyklu.
Za to wielki szacunek dla ostatniego zawodnika, któremu wszyscy bili brawa. Facet na metę wbiegł uśmiechnięty, a z kategorii wiekowej 74-79lat. Przykład dla tych wszystkich, co spędzają czas głównie siedząc, leżąc czy pijąc;-).
Ogromne podziękowania dla Oli oraz Jarka za oczekiwanie na mecie, bo sami byli wykończeni pogodą ;-).
Teraz w planach póki co 3 start – w lipcu biegnę w sztafecie, sierpień crosstriathlon w pobliżu mnie, no i Mistrzostwa Świata z tego cyklu we włoskich Dolomutach, gdzie wiem, że nie będzie lekko, zatem trzeba się wziąć za pewne aspekty do poprawy. Mam nadzieję, że tam się uda większym bliskim gronem fajnie spędzić czas. Może ten start to takie „ukoronowanie” moich startów będzie?