Ponad rok nie miałam urlopu, to należało coś zaplanować, aby głowa odpoczęła od komputera itd…;)
Najlepiej to wiadomo odpoczywam na rowerze 😉
Dwa wypady w inne rejony nie wypaliły, ale podobno „do trzech razy sztuka” i padło na Austrię. Wyjazd tym razem nie na własne rękę, a z Cyklotrampem (inne fajne wyjazdy czy trudniejsze technicznie nie pasowały mi terminowo..tym bardziej że będę chciała w późniejszym terminie raczej dwutygodniowy urlop).
Wyjazd w niedzielę w nocy z Katowic lub Krakowa. Jechałam pociągiem do Katowic, gdzie na dworcu poczekałam na transport. Ogólnie całkiem spora grupa się zebrała – 18 osób (w tym dwóch pilotów wycieczki).
Przejazd do Austrii trwał dość długo, gdyż mieliśmy sporo postojów.
Nad ranem dotarliśmy na nasz camping. Rozłożyliśmy namioty, trochę się ogarnęliśmy i najpierw wspólnie ruszyliśmy na rower, a w międzyczasie rozdzieliliśmy się na dwie grupy.
Runda liczyła 46 kilometrów i jakieś 760 m przewyższeń. Zatrzymywaliśmy się w schroniskach.Zabrałam tylko ze sobą rękawki, a później marzłam. To był mój błąd, ale uznałam , że robimy krótką jazdę, a wyjeżdżając było ciepło…Jednak wiadomo, pogoda zmienną jest…
Kolejny dzień to wyjazd do Salzburga, długa trasa, ale asfaltowa i pojechaliśmy całą grupą… było dość ciepło ;-)). Ogólnie cały dzień nam zszedł.
Kolejny dzień to znowu podział na grupy i powrót w teren. Wyszło prawie 1300 m przewyższeń na 44 kilometrach.
Następnego dnia nasza grupa została pomniejszona o dwie osoby i w teren pojechałam ja i 3 samców. Do pewnego momentu jechaliśmy z pozostałymi osobami, dalej już dłuuuugi podjazd , ale z widokami było tam słabo…w nagrodę po zjeździe piękne widoki na lodowiec i lody oraz piwo nad jeziorem ;-).
Tego dnia coś mnie ugryzło w czoło podczas jazdy, i wieczorem a szczególnie nad ranem kolejnego dnia można było zobaczyć „efekt” w postaci opuchlizny… rano to nie wyglądało ciekawie…;) Dlatego postanowiłam nie dobijać mocno organizmu i pojechałam z lżejsza grupą kolejnego dnia. ) . W grupie MTB zostały 2 osoby 😉 . Zdarzyło się tego dnia u nas jedno niefajne wydarzenie.
Ostatniego dnia mieliśmy razem wszyscy znowu. Opuchlizna nie schodziła, a następnego dnia zeszła niżej, że myślałam, że oka nie otworzę ;-).
Startowaliśmy w Bad Ischl jadąc do Gmunden i wracając tą sama trasą. Tego dnia jedliśmy pyszną grillowaną rybę, w tym miejscu tylko jeden gatunek można było zjeść i poza rybą w sumie nic innego nie oferowali. Zrobiło się ponownie cieplej.
Ogólnie w Austrii mieliśmy 6 dni jazdy, pogoda dopisała, padało raz w nocy i nad ranem. Widzieliśmy sporo pięknych (i czyściutkich) jezior – jednak woda była dość chłodna, ale pływaliśmy w nich, idealna na schłodzenie. Sama Austria bardzo czysta, camping również, na nim szanowanie potrzeby odpoczynku, a nie jak u nas „imprezy” (w Austrii takie osoby by wyrzucili zaraz z campingu).. Sklepy spożywcze w miasteczkach były otwarte do godziny 18.30-19.00 , wobec czego czasem nie zdążyliśmy zrobić zakupów. Widoki przepiękne, polecam na wyjazd!