Ostatnia niedziela września to start w maratonie MTB w pobliskiej Nekli. Do udziału namówił mnie Michał, dosłownie kilka dni przed zawodami. Wahałam się, ponieważ w sobotę brałam udział w duathlonie, ale ostatecznie zdecydowałam się pojechać – bez presji na wynik.
Pogoda nie rozpieszczała – było zimno, choć słonecznie ;-). Na miejscu spotkałam kilka znajomych twarzy, w tym mojego stomatologa, którego syn również startował. Zastanawiałam się, jak się ubrać na start. Ostatecznie postawiłam na krótkie spodenki, t-shirt i rękawki.
Start był o godzinie 10tej. Ruszyłam dość żwawo, jednak Garmin początkowo nie mógł znaleźć lokalizacji i liczył jedynie czas. Po około 5,5 kilometrach dogonił mnie jeden z kolegów. Zapytałam go, ile ma już przejechane – miał 5,5 km, a ja według Garmina zaledwie 3 km. Trasa była dość szybka, a najwolniejszy odcinek znajdował się w okolicach jeziora, gdzie był singieltrack. Tam, na pierwszej pętli, mój rower nagle przestał się kręcić. Zeszłam, żeby sprawdzić, czy coś się zablokowało – może gałąź? Jednak nic nie znalazłam, więc ruszyłam dalej. W tym czasie kilka osób mnie wyprzedziło. Na trasie widziałam też kilka upadków innych zawodników jadących blisko mnie.
Ogólnie miałam niskie tętno – organizm wydawał się zmęczony, nie tylko sobotnim startem, ale już od piątku coś było nie tak, bo Garmin pokazywał nieregularności w nocy. Na trasie, kilka kilometrów przed metą, ktoś powiedział mi, że jestem pierwszą kobietą, ale nie do końca w to uwierzyłam. Na metę dotarłam z czasem 1:29, a trasa liczyła ponad 33 kilometry.
Ostatecznie zajęłam pierwsze miejsce open Kobiet, z 4-minutową przewagą nad drugą zawodniczką. Kilkakrotnie stawałam na podium – zarówno w kategorii wiekowej, jak i w klasyfikacji drużynowej jako Energika.