W tym roku urlop przekładałam dwukrotnie, najpierw w marcu na tydzień przed planowanym, później we wrześniu.
Jedyne co udało się spędzić tydzień z kolegami w górach (i dopisała pogoda!:)
Jeszcze mając ostatnie dni ortezę na nodze, szukałam lotów – myślałam o wyspach kanaryjskich, jednak ceny były dość wysokie w porównaniu z wcześniejszymi cenami w tym kierunku.
Myślałam, że ceny na październik będa niższe i większy wybór lotów.
Spojrzałam też na ceny biletów z Berlina, bilety czarterowe z Polski, zorganizowane wyjazdy.
Ostatecznie na Korfu zachęciła mnie niska cena lotu. W późniejszym czasie zarezerwowałam nocleg na 5 dni w Sidari (wahając się miedzy trzema miejscowościami – Kassiopi, Paleokastritsa oraz Sidari). Zrobiłam pewnien „research” i wydawało się, że Sidari będzie dla mnie najodpowiedniejsze (i z tej miejscowości podobna odległość jest do pozostałych obu, także planowałam jechać tam rowerem).
Na miejsce dojechałam w nocy po 23ciej czasu greckiego (godzina różnicy do czasu w PL, tak jak i na Cyprze). O tej godzinie autobusy między miastami (green buses) już nie kursują, taxówki są drogie.
Skorzystałam po raz pierwszy z shared shuttle wykupionego przez portal hoppa.com. Trochę obaw było, czy na pewno kierowca będzie, jak długi czas oczekiwania na wyjazd z lotniska (to w sumie działa w podobny sposób jak busiki z Poznania na lotnisko w Berlinie). Na miejscu czekały inne osoby z samolotu już , które zostały odwiezione bliżej miejsca lądowania niż ja. Około 24:30 byłam już na miejscu noclegu w Sidari. Fotis właściciel apartamentów przywitał mnie „ciepło”.
Drugiego dnia poszłam zorientować się gdzie można wypożyczyć rowery. W związku z tym, że Sidari to jednak nie Corfu Town, a juz był okres po sezonie, to kiepsko z wypożyczalniami.
Otwarta była wypożyczalnia aut, skuterów i mieli jakieś pojedyncze rowery.
Wypożyczyli mi oto ten rower , jako, że w tym dniu rowery MTB (niby) były w serwisie.
Wybrałam się na wycieczkę do Kassiopi. Testowałam aplikacje „AND OSM” z komórki, która fajnie nawiguje… Rower jednak nie był dobrze wyregulowany, problemy były z przerzutkami , zwłaszcza na podjazdach , których tam sporo wkoło. Po 7,5 kilometrach złapałam tzw „laczka” (w momencie, gdy pomyślałam , co się stanie jak złapię „laczka” na MTB który mieli dowieźć, mając dętkę, ale zapominając o pompce…) ..w tym momencie usłyszałam „sssssssssss”i .. pozostał mi powrót na pieszo w pełnym słońcu (ok moment cieniem), ruchliwą drogą…
Gdy wróciłam , chciałam zwrócić rower, jednak mieli zamknięte (popołudnie to było), zjadłam coś i poszłam na plaże w okolice canal d’amour.
Wieczorem udało mi się zwrócić rower, wymieniając go na rower MTB , jedyny jaki był dostępny to w rozmiarze XL!
Na początek planowałam udać się na Cape Drastis , wbijając w gps’a. Jednak po wjechaniu w teren usłyszałam strzały, zatem szybko się stamtąd confęłam. Zmieniłam sposób nawigowania na drogę dla samochodów, jednak też byłam kierowana drogą terenową. Postanowiłam odpuścić i już jechać w kierunku docelowym – Paloekastritsa.
Trasa faktycznie wiodła bocznymi drogami, częściowo asfaltowymi, częściowo terenem. Początek był dość „luźny” jedynie co, goniły mnie jakieś psy, więc lekki stresik był. Dalsza trasa nie była taka prosta, nie dość , że ostre podjazdy, to jeszcze teren i coś źle skręciłam raz w las kręcąc się w kółko. Dziwne oznaczenia na trasie były w lesie, zobaczcie sami.
Część trasy też szłam takim terenem dla pieszych. Większośc trasy w cieniu, jako, że Korfu jest naprawdę zieloną wyspą, pełną roślinności.
Naprawdę dostałam tego dnia wycisk, myślałam, że będzie wycieczka asfalcikami, może z 400m przewyższeń, a wyszło 1300m przewyższeń, na rowerze kilka rozmiarów za dużym , bez SPDów… jak dojechałam do miejscowości usiadłam w restauracji przy plaży zamawiając baraninę z lampką wina. Przynajmniej warto było tu przyjechać dla widoków i dla smacznego obiadu ;-). Miasteczko to zupełnie inne niż Sidari (w Sidari pełno pubów knajp typowo pod brytyjczyków, wobec czego i pełno brytyjczyków, chociaż i polaków).
Powrót zdecydowałam już drogą dla aut, aby w razie czego szybciej wrócić i mieć „alternatywny” powrót. Tutaj już droga była spory czas i w słońcu, co było odczuwalne , głównie na podjazdach. Jednak poszło sprawniej i już bez przygód wróciłam na miejsce noclegu.
Kolejnego dnia (stopa dała się odczuć;/) zapowiadali burze, faktycznie o 5tej nad ranem obudziła mnie burza… wobec tego wybrałam się na wycieczkę do Kassiopi. Tam pochodziłam, po drodze porozmawiałam z jedną kobieta w j. angielskim, choć podejrzewałam , że jest polką… i spojrzałam na „smycz” od kluczy, napisane „international school of Poznan”. Zapytałam czy jest z Poznania ;-). Resztę czasu spędziłyśmy razem. Asia, bo tak miała na imię, dużo podróżuje sama. Zwiedziła różne miejsca na globie, nie tylko w Europie. Sama zdziwiona jest, że ludzie z rodzinami (dziećmi) wylatują w dalekie kraje, gdzie podróż długa, a tyle pięknych plaż mamy w Europie..
Odnośnie samotnego podróżowania, kilkakrotnie słyszałam pytanie, czy jestem sama i jakieś zdziwienie.. to co facet może, a kobieta nie?:p (takie mam wrażenie) – fakt, że to były moje pierwsze wakacje „solo” (wyjazd na Cypr to nie były wakacje, stamtąd pracowałam).
Samo Kassiopi świetne, mała miejscowość, ale jakże klimatyczna. Stamtąd widać Albanię! Świetne plaże, warto zwiedzić.
Na drugi dzień umówiłam się z Asią na rower (okazało się, że również nocuje w Sidari), ale rano padał deszcz…poszłam zatem popływać w morzu, jednak fale ze mną „wygrały”. Ponadto popsuł mi się telefon… i po raz pierwszy od dawna, tylko ten jeden zabrałam ze sobą z Polski…
Gdy przestało padać udałam się na krótką przejażdżkę do Rody (wiedząc, że znowu może padać) zahaczając w drodze powrotnej o jedną plażę (ze zjazdem i podjazdem;)). Tak wyszło jakieś 25 km i 400m przewyższeń. Tym razem miałam rower odpowiedniego rozmiaru, jednak z luzem na tylnym kole i średnimi hamulcami…:p.
Popołudniem ponownie wybrałam się na małą przejażdżkę, tym razem w kierunku polecanej plaży. przy okazji trafiłam na oznakowania na Cape Drastis, na który nie trafiłam 2 dni wcześniej przez polowania.
Tutaj przynajmniej zaczął się fajny teren ,który na tym rowerze bałam się pokonać swobodnie; -). Dalej dojechałam do Agios Stefanos i zawróciłam, aby zdążyć przed zmrokiem. Około 20km , 450m przewyższeń.
Kolejnego dnia wybrałam już wycieczkę statkiem, na wyspę Paxos i do przepieknego miasta na kontynencie – Parga. Jechaliśmy do Corfu Town autobusem, tam przesiadka na statek..była to też pewna „odmiana” dla mnie. Tam zostawiłam cały swój bagaż, gdyż kolejne 2 dni spędziłam w Corfu Town. Już prawie od początku rejsu pewna niemka mnie zagadała, pytając czy…jestem blogerką podróżnicza , bo stwierdziła, że tak wyglądam… (jak się okazało jej syn -45latek jest blogerem ;-)). Kobieta mega pozytywna, dużo takiego optymizmu w sobie miała.
Najpierw po około 2,5 godzinach rejsu zatrzymaliśmy się w Pardze, tam mieliśmy 2 h do dyspozycji… uważam , że dość mało czasu, aby zwiedzić to miasto… które jest bardzo klimatyczne, ma piękne widoki. Ja pewnie i tak dużo więcej widziałam niż większośc…tym bardziej nie było czasu, aby gdzieś usiąść, coś wypić czy zjeść.
Z Pargi popłynęlismy na wyspę Paxos. Tutaj ludzie byli przyjaźniejsi niż w Sidari ;-)). Machali do mnie, witali się itd. Sama wyspa , jakoś takiego wrażenia na mnie nie wywarła, a 2 godziny tutaj wystarczyły i na to, by usiąść w kawiarnii ;-).
Powrót minął dość szybko, na rozmowach ze wspomnianą wcześniej niemką, ale też brytyjczykiem, który był sam. To on mi powiedział,że warto iść na przód statku (gdzie jest dużo chłodniej). Idąc na przód, musiałam przejśc przez część statku, gdzie sterują (nie wiem jak się nazywa, wybaczcie), pytałam czy mogę tędy przejść, na co Panowie odpowiedzieli, abym z nimi została… także porozmawialiśmy trochę , w pewnym momencie jeden powiedział, że delfiny widać, ja, że gdzie..on „teraz płyną pod statkiem”… jednak wyhyliłam się na zewnątrz i udało się dwukrotnie zobaczyć delfiny które „wyskoki” robiły… mieliśmy to szczęście podczas rejsu ;-).
Wieczorem wróciliśmy do Corfu Town, zameldowałam się w Hotelu. Kolejny dzień to zwiedzanie pieszo miasta, które fajne i klimatyczne jest noca (zwiedzałam i w ciągu dnia, jak i wieczorem sporo chodziłam, idąc na kolację). Tutaj w przeciwieństwie do Sidari dużo więcej osób, hałas wieczorami itd.
Podsumowując:
Warto jechać na Korfu moim zdaniem. Jest naprawdę gdzie jeździć rowerem i to w terenie. Jednak lepiej zabrać swój rower. Z pogodą się udało (najchłodniejszy był wtorek -w ciągu dnia kilkanaście stopni), ale ogólnie 22-24 stopnie w ciągu dnia(odczuwalna więcej, bo to słońce jednak dużo daje…), a wieczorami zazwyczaj około 18- 19 stopni. W związku z tym, że wyspa jest zielona są też liczne opady, a pod koniec października jednak nie ma podobno takiej pogoda, jaka mi się trafiła ;-).
Warto spróbowac Kum Quat – owoc, który rośnie tylko na Korfu oraz w Japonii, oliwki, owoce morza, baraninę, przywieźć oliwę z oliwek ;-).
Dobrze brać na „wypadek” drugi telefon 😉