Jak co roku (o ile nie byłam na urlopie) wystartowałam w Duathlonie w Żarnowcu w ostatnią sobotę października.
Pogoda dopisała, ciepło na tyle, aby założyć swój strój triathlonowy ;-).
Start w samo południe. GPS wyprowadził mnie w zupełnie inne miejsce, więc myślałam, że nie zdążę na start. Całe szczęście udało się wszystko na czas. Po odebraniu pakietu startowego, zaprowadziłam wszystko co potrzebne na wyścig do strefy zmian, gdzie słyszałam „o ale rower , taki to pojedzie”, na co odpowiedziałam, że rower sam nie jeździ ;-). Kilka znajomych osób spotkanych, ale też i nieznajomych, które mnie kojarzą;-).
Najpierw 3 kilometry biegu, tempo w miarę ok. Dalej rower – krótsza i dłuższa pętla.Po krótszej pętli Paweł powiedział , że jestem 6sta.. Wyprzedziłam 4 kobiety od tego czasu ( prawdopodobnie niektóre ze sztafet).
Po powrocie z trasy rowerowej słyszę, że mam minutę straty do poprzedniczki, myślę sobie „minuta na dystansie 4,5 kilometra to dużo. Zatem celem był spokojny bieg na tyle, aby mnie nie wyprzedziły inne kobiety.
Jednak mniej więcej w połowie trasy dogoniłam jedną, myślę „chyba już z sił opadła. Faktycznie ta część biegu dość wymagająca zwłaszcza na tych podbiegach ;-).
Wbiegam na metę, Paweł mówi „jesteś 4ta” … eh myślę , że to najgorsze miejsce, tuż za trójką…
Faktycznie po 1h i 30m dotarłam jako 4 kobieta OPEN, wygrywając w kategorii. Czas trochę gorszy, niż przed rokiem.
Organizacyjnie jak zwykle super!