W ostatnią niedzielę brałam udział w ostatnim tegorocznym dla mnie triathlonie. Tym razem nie w terenie;/.
Jednocześnie był to mój drugi start na dystansie 1/4 Ironmana (pierwszy raz 2 lata temu jako debiut triathlonowy w Sierakowie). Start o godzinie 13.30 (zdecydowanie preferuję rano), jako, że nie wiadomo co do końca i kiedy zjeść. Na miejscu byłam już od rana w roli kibica dla krótszego dystansu (1/10 IM).
Od rana wietrznie, chłodno, po deszczowej nocy.
Rano odebrałam pakiet startowy (przed startem krótkiego dystansu), napompowałam koła w rowerze i kibicowałam na trasie. W międzyczasie chciałam iść po coś do sklepu, ale w Kórniku wyłączyli prąd ;-).
W sumie jakiejś ochoty na start nie miałam.
Start był z wody, trzeba było pewien odcinek podpłynąć do linii startu. Ustawiłam się dość blisko. Kocioł był niezły, chyba nigdy tak nie miałam, (inaczej też się ustawiałam), przy bojkach to w ogóle. Myślałam o tym, jak to zaraz ktoś mi „przywali” w twarz ;-).
Pływanie ukończyłam z czasem 15m30s, co dało 77 miejsce OPEN. Do strefy biegło się po chodniku, nie była całość wyłożona „dywanikiem”, jak to wcześniej bywało na innych startach. Choć w sumie tego nie odczułam ;-). W strefie jak zwykle „grzebałam się” z pianką, musiałam usiąść i na siłę ciągnąć to przez jedną, przez druga nogę.
Gdy wsiadłam na rower, poczułam „to coś” , taką lekkość, mimo, że podsumowując samą jazdę, rower jak to zazwyczaj(jak na szosie) na tle innych poszedł mi najgorzej. Na moim dystansie jechaliśmy 3 pętle. Początkowo fajnie się jechało, głównie z wiatrem, jednak później pod wiatr.
Wydaje mi się, że na trasie tyle samo kobiet ile mnie minęło, tyle wyprzedziłam, więc bilans zerowy. Podczas tego etapu wyszły mi 44km, z czasem 1h22m28s (166 miejsce podczas tego etapu).
Druga strefa zmian poszła mi całkiem sprawnie (wiadomo,tam nie trzeba już piankę ściągać!). Pozostał bieg… Biegło się ubitym betonem wzdłuż jeziora, dalej nawrót i takie 2 pętelki. Nie miałam garmina na biegu, ale według danych innych osób wyszło 10,3km. Sam bieg jak na mnie poszedł bardzo sprawnie, mimo, że duży palec od prawej stopy mnie bolał (zaczął podczas urlopu,później się wyciszył , później znowu). W sumie nigdy nie mam wyczucia, na ile mogę pobiec, więc biegnę z dużym zapasem. Pierwszą część biegu biegłam przebierając z nożki na nożkę, później chyba przyspieszyłam. Cały ten etap zajął mi 49m30s (118 miejsce podczas części biegowej).
Podczas biegu spotkałam wiele znajomych twarzy , zarówno zawodników mijanych po drodze jak i kibiców (dzięki za doping!!!).
Gdy wbiegałam na metę nie miałam pojęcia jaki jest czas, więc byłam bardzo zdziwiona gdy ujrzałam 2h31m28s. Myślałam nawet, że to jakaś pomyłka ;-).
Czas ten dał mi „najgorsze”(bo tuż za pudłem) miejsce w kategorii i 6 open kobiet. Ogółem 127 Open na 273 zawodników , którzy dotarli do mety.
Organizacyjnie bardzo fajnie, oznaczenia trasy poprawne, bufety zaopatrzone (korzystałam tylko na biegu), bezpiecznie. Jedyny minus to brak … koszyków w strefie zmian, gdzie rzeczy były „luzem” wsadzane przez zawodników.