Do Chodzieży pojechałam dlatego, że na triathlon LWA w Lusowie nie było już miejsc.
Trasa też przekonywała za zrobieniem dobrego treningu.
Tym razem zdecydowałam się na rower 29 , tak aby przetestować „duże” koło w warunkach wyścigowych.
Przed startem czułam brak mocy, chyba z niedojedzenia wieczorem dnia poprzedniego.
Były to Mistrzostwa Wielkopolski, więc więcej osób startowało niż w Wyrzysku.
Była informacja o limicie czasowym po pierwszej pętli, tylko nie znałam go dokładnie, niektórzy mówili, że 1,5 godziny na 30 km co przy tej trasie byłoby nierealne dla mnie, inni, że na 24 kilometrze.
Na pierwszym okrążeniu w jednym miejscu stały osoby, gdzie jeden mężczyzna powiedział „cześć Gizela, co Ty tu robisz?” (no tak już nie ścigam się na MTB i tym bardziej na trasach u „Gogola”.)
Podałam rękę w trakcie jazdy i zapytałam „kim jesteś?”, bo nie rozpoznałam osoby (może bez okularów słonecznych bym go rozpoznała ;)), ale zagadka dalej pozostaje zagadką…
Ostatnie kilometry pętli jechałam z pewnym Panem co jakiś czas się wymijając siebie nawzajem, ale też rozmawiając. Przed zbliżającym się wjazdem na pętlę spotkaliśmy organizatora, który mówił,że mamy 2 minuty do zamknięcia limity (okazało się,że jednak było więcej)
Mówię do towarzysza „to jak wjeżdżamy czy nie”? On mówi, że może poczekamy przed…;)
ja na to ” jedźmy, niech los zadecyduje czy mamy jechać drugą pętlę”
Jak się później okazało był większy limit, jeszcze inne osoby się załapały…
Mnie jakoś dopadła niechęć do jazdy, chyba od wzrastającej temperatury na dworze 😉
Gdy mnie dogoniła Ania, część trasy rozmawiałyśmy, ale później poczułam jakąś motywację na ostatnich kilometrach, dzięki czemu „przydepnęłam”
Na mecie czekali na mnie rodzice, Paweł z żoną (wielkie dzięki!:))))
Ostatecznie zajęte 4 miejsce open i 3 w kategorii wiekowej.