Wypad na Maltę był dość spontaniczny. Zachciałam wybyć gdzieś, aby złapać promyki słońca, ,wiedząc, że teraz te najgorsze dni przed nami.
Padło na Maltę, ponieważ lot bezpośredni z Poznania, w dodatku fajna cenowo oferta (noclegi ze śniadaniem i obiadokolacją tanie).Ogólnie pogoda w grudniu to ruletka, ale pogoda dopisała idealnie. Najpierw ja kupiłam bilet, później kolejna osoba , następnie jeszcze 2, więc zebrała się 4ka chętnych, Wylot w piątek wieczorem, z lotniska do hotelu dojazd autobusem. Kolejnego dnia wypożyczyliśmy rowery (na Malcie jednak ciężko o dobre. Wzieliśmy ją z wypożyczalni, która prowadzi bułgar, więc i rowery w większości są z Bułgarii ;-). Latem to pewnie z dużym wyprzedzeniem trzeba „klepać”.
Po ustawieniu rowerów, dokręceniu pedałów SPD ruszyliśmy na rundkę zapoznawczą;). Dość wietrznie było. Już na pierwszych kilometrach „laczek”, ale też i szybkie przyklejenie łatki (do końca wyjazdu już nikt nie złapał pany).Rundka do Popeye Village (które robi wrażenie) – 32 kilometry i około 530 m przewyższeń.
Kolejnego dnia pojechaliśmy do Marsaloxx, jednak droga która została wybrana była okropna(3 pasmówka), więc bardzo stresująca. Zbuntowałam się i powiedziałam, że tędy nie jadę, bo to żadna przyjemność.
Droga powrotna już była przyjemniejsza i mniej stresująca .Tego dnia na chillu przejechaliśmy 50 kilometrów (615 przewyższeń).
Kolejnego dnia przerwa od rowerowania, a dla mnie praca i bieg ;).
W mikołajki przejażdżka do Mgarr, Rabat (51km, ok 800m przewyższeń),zjedliśmy mega wypas królika.
Następny dzień znowu bieg oraz praca;). I ostatni dzień jazdy wstępnie był zaplanowany na Gozo, jednak fakt, że około 17.00 się ściemniało i to, że jednak nie można do autobusu brać rowery, zniechęciło, że wszystko będzie „na wariata”, albo może się uda…nie wracać po ciemku..zatem odpuściliśmy i wybraliśmy się w tereny Xterra Malty ;- ) – tam jest znacznie mniejszy ruch samochodowy. Dojechaliśmy do Cirkewwa, Mellieha (50km, 850 wzniesień).
Ostatniego dnia przed wylotem pokręciliśmy się po stolicy.
Przez 4 dni trochę jak na tak mała wyspę nakręciliśmy trochę przewyższeń. Sama Malta nie jest zbytnio rowerowa, jedynie północ, czyli okolice Mellieha itd. Czy tu wrócę? Może na jakiś przedłużony weekend, by znowu się trochę ogrzać (na przykład przed świętami) i dogłębniej zwiedzić stolicę (może i imprezowo??;)) no, albo też na zawody Xterra, które od dawna są tutaj na mojej liście ;-).