Xterra Szwajcaria

Zawody Xterra Switzerland były moim trzecim startem z tego cyklu (rok temu Cypr, 2 lata temu w Polsce w Krakowie).

Wszystkie starty z tego cyklu mają dla mnie jakąś magię, coś „innego”

Start odbył się 29go czerwca w miejscowości Les Charbonnieres położonej nad jeziorem Lac Brenet (wokół którego biegaliśmy)
Nocleg znalazłam jakieś 10 kilometrów od startu, pojechałam tam dnia poprzedniego z siostrą.
Miałam w planach objazd trasy rowerowej, ale dotarłyśmy dopiero około godziny 20tej , a kuchnia w hotelu, w którym miałyśmy nocleg była czynna do godziny 21wszej, więc wybierając między jedzeniem, a objazdem trasy wybrałam pierwszą opcję…
Przed startem (który był po południu) pojechałam zobaczyć fragment trasy rowerowej, jednak widząc rożnego koloru strzałki wjechałam najpierw na biegową część (zorientowałam się, że przecież biegniemy wokół jeziora, w którym pływaliśmy).
Cofnęłam się zatem do poprawnego kierunku. Pierwszy kilometr jednak mnie przeraził, trasa nie wydawała się lekka, ani pod górę ani w dół.
Po krótkim czasie wróciłam na miejsce startu, aby powoli zacząć szykować do strefy zmian itd.
Siostrze jak powiedziałam o fragmencie trasy, skomentowała „może zrezygnuj ze startu”, ja na to, że nie ma mowy ;-).
Był zakaz startu w piankach, w związku z tym, że temperatura wody była dość wysoka. Płynęliśmy w pięknych okolicznościach przyrody, mając cudowne widoki, którymi nawet rozkoszowałam się podczas pływania(gdy wynurzałam głowę). Do pierwszej bojki najciężej mi się płynęło, zakrztusiłam się dość mocno i miałam problem ze złapaniem oddechu, wobec czego na pewien czas przeszłam na „żabkę”.
Rower – rower to przepiękna trasa, początek o którym wspominałam dość ciężki (jednak wszyscy blisko mnie tam „pchali” rowery, co mnie „pocieszyło”).
Trasa malownicza widokowo, na trasie krowy. Mieliśmy 2 okrążenia. Startowałam na pożyczonym fullu trochę ważącym 😉
Bieg to runda wkoło mniejszego jeziora, myślałam, że będziemy biec blisko wody i w razie czego
„wskoczę” się ochłodzić… jednak było może i wkoło, ale nie przy brzegu jeziora… bieg częściowo asfaltem , większość jednak drogi leśne/polne. Sporo w słońcu ( w ten upał nie było to przyjemne). Biegliśmy również przez plażę. Najcięższy odcinek na trasie, to „podbieg” który nazwałabym podejściem. Było stromo i długo(widziałam raz ,że 1km zajął mi aż 10 minut. Widząc , że inni przede mną idą również szłam (w końcu człowiek jest zwierzęciem stadnym). Ostatnie jakieś 2 kilometry były ciężkie, bo nabrałam motywacji, gdy dogoniłam pewną kobietę… uciekałam jej zatem…ciężko jednak było, bez wody …o której marzyłam.
Na metę dotarłam z czasem 3:44 , kończąc na 4 miejscu w kategorii wiekowej.