Portugalia

W tym roku plan wyjazdowy był na Maltę, aby tam przygotowywać się do XTERRA Malta 2020, jednak kontuzja kolana (kolano skoczka), zmieniła plany i postanowiłam pojechać do innego kraju. Trochę wahałam się między  Hiszpanią (Calpe/Alicante), a Portugalią.

Po rozmowach z Przemkiem Zawadą oraz researchu w internecie zdecydowałam się na Portugalię. Pewne osoby też zaleciły mi wziąć tym razem rower szosowy (aby jeździć na wyższej kadencji).

Wylot do Faro miałam z Berlina 4go marca. Z Faro do Portimão  dostałam się shuttle transferem. Tym razem wynajęłam mieszkanie na 2 miesiące (sypialnia, oraz pokój dzienny z kuchnią), balkon na 7mym piętrze, nieco dalej od plaży niż zazwyczaj ;-)) (800m do Praia de Rocha).

To miasto wybrałam, gdyż wyczytałam, że jest to głownie miasto „lokalsów” (w przeciwieństwie do Faro), zatem z własnych doświadczeń takie preferowałam. Będąc już tam okazało się jednak, że jest sporo brytyjczyków (starszych),

Na miejscu jak i przed wylotem próbowałam znaleźć jakieś grupy rowerowe.  Pytałam w wypożyczalniach rowerowych, na siłowni (wykupiłam karnet miesięczny, aby też robić ćwiczenia na kolano), w internecie… I przed triathlonem, który tam się odbywał. Jednak okazywało się, że grupy były z odległych miejscowości.

Uzyskałam informację, że pewna grupa spotyka się rano w soboty przy jednym z kościołów, pojechałam nikogo nie było… Zatem sama udałam się na przejażdżkę do Lagos (turystyczna, ale ładna miejscowość).  Za to wracając poznałam pewną osobę (co prawda nierowerową) już przy samej plaży w pobliżu mnie, siadając i patrząc na ocean.

Kolejny tydzień pojechałam w końcu z grupą, bo uzyskałam informację, że jednak spotykają się w danym miejscu o wcześniejszej godzinie.  Jednak albo nie mówili po angielsku, albo bardzo słabo… (choć ogólnie w Portugalii wygląda to całkiem dobrze, w porównaniu chociażby z Gran Canarią…;-).

Na siłowni, na której byłam kilka razy, skorzystałam z innych zajęć – m.in. spinning, czy innych, osoby w nich uczestniczące były przyjaźnie nastawione do mnie, prowadząca osoba również specjalnie dla mnie tłumaczyła na język angielski.

Przez to, że planowałam zostać dwa miesiące, nie spieszyło mi się z odwiedzaniem pewnych miejsc, a tu nagle Polska zamknęła jako pierwsza loty do kraju… ;-). Wtedy myślałam co robić, sama nie bałam się wirusa itd, ale sytuacja nie była za ciekawa (obawiałam się stanu wyjątkowego, który faktycznie był później w Portugalii), czy w przypadku, gdyby coś się stało na rowerze, zajęliby się najpierw „swoimi”…no i brak znajomości poza jedną poznaną osobą (nie portugalczyk).

W tym czasie dużo znajomych z Polski oferowało swoją pomoc (czy to w zakresie finansowym, itd). To był też okres, w którym mogłam się przekonać na kim można polegać… Wszystkim jeszcze raz dziękuję za wszelką pomoc (będąc jeszcze w Portugalii, czy już na kwarantannie w Polsce).

Wróciłam dokładnie po 13 dniach samolotem rządowym do Warszawy, gdzie czekał na mnie znajomy. Zabraliśmy jeszcze jedną osobę do auta, chłopaka, który i tak jechał do Poznania, a o północy chłopaki śpiewali mi „100 lat” 😉 , bo wtedy miałam swoje urodziny…

Do Portugalii na pewno wrócę, jest przepiękna, plaże są cudowne, szerokie , piaszczyste. Sam kraj zielony, byłam w okresie gdzie wszystko kwitło… Południe Portugalii jest cieplejsze, zatem zalecany pobyt tam, a nie w Porto, czy w Lizbonie w takim okresie.