Do Rawy Mazowieckiej wybraliśmy się w składzie 4 osobowym.
Pierwsza edycja Corporate Cup. Celem była drużynówka na dłuższym dystansie.
Do Rawy przyjechaliśmy wieczorem w przeddzień zawodów. Dość późnym wieczorem poszliśmy coś zjeśc i skończyło się pizzą (którą neguję przed zawodami).
W nocy przed godziną 4ta obudziłam się z potwornym bólem(jakiego w życiu nie miałam) i wstałam do toalety mając nadzieję, że to pomoże. Ból nie ustawał kilkakrotne „odwiedzenie” toalety nie pomogło… kręciłam się z boku na bok, myśląc , że zostawię chłopaków samych na zawodach.
Ból jednak zszedł, wypiłam jeszcze herbatę z mięty i jakoś tak lepiej się poczułam. Stwierdziłam, że wystartuję najwyżej zjadę z trasy.
Start był o godzinie 11tej. Podzielono nas na 2 sektory. Z samym startem była mała „wtopa”. Nie było odliczania (albo było niedosłyszalne przeze mnie;)).
Najpierw jazda asfaltami. Później zaczął się teren, początkowo dość prosty, dopiero później „zaczęło się”. Single, piaszczyste podjazdy, zjazdy, na których nie dawałam rady przez piach i „pchałam”.
Rozjazd był około 18go kilometra. Od tego czasu już nie za bardzo chciało mi się jechać. Ogólnie czułam sie jakoś osłabiona, mozliwe, że przez brak snu,bo od czasu przebudzenia z bólu nie udało mi się spać. Jechałam po prostu swoje, aby dojechać.
Końcowa trasa to przejazd przez Rawę, aby zobaczyć miasto – parki, zamek itp. W sumie ciekawy pomysł.
Na metę dojechałam jako 4ta Open Kobiet z czasem 2:59:43.
Z pozostałej trójki Mateusz nie dojechał na metę, ponieważ siodełko mu pękło. Dla Arka był to debiut na wyścigu MTB.
Mimo to zajęliśmy 1wsze miejsce w klasyfikacji druzynowej.
Na pochwałe zasługuje organizacja. Zabawy, miasteczko dla dzieci,gdzie mogły czekając na rodziców z drugim rodzicem spędzić czas na powietrzu bawiąc sie. Dodatkowo w pakiecie były 3 wejściówki na basen (także cała rodzina mogła wejść – my z nich nie skorzystaliśmy). Jedzenie „do oporu” po zawodach.
Sporo nagród, zarówno dla zwycięzców jak i w puli nagród losowanych (mi udało się wylosować) i to nie „byle jakie” nagrody.
Oczywiście jak to wszędzie były drobne „niedociągnięcia”.
Brakowało informacji, kiedy będzie bufet (na przykład 500m przed bufetem). Do końca nie wiedziałam ile kilometrów,. Wyszło mi 56, a miało być albo 51 albo 60;-). Momentami jako, że jechałam samotnie zastanawiałam się na trasie czy dobrze jade.