Mistrzostwa Polski w CrossTriathlonie

Start ten traktowałam jako pewne „przetarcie” i zorientowanie się jak to w ogóle wygląda…
Już sam dojazd do Krakowa rozpoczął się z „przygodami” gdy po nawałnicy w nocy , był problem z pociągami…mój okazał się pociągiem 'widmo’. Zamiast wypoczywać to biegałam po dworcu kilka godzin z plecakiem i rowerem… Całe szczęście udało się dojechać innym pociągiem jakieś 2,5 godziny później niż planowałam.
Po przyjeździe chciałam objechać trasę rowerową(która liczyła 2 pętle na zawodach), jednak po 5 kilometrach odpuściłam, po pierwsze ze względu na czas, po drugie na trudność trasy, która mnie przeraziła… stwierdziłam, że nie ma co się „męczyć” na dzień przed,- strome podjazdy oraz zjazdy, które nie udawało mi się wszystkie podjeżdżać, dodatkowo bardzo śliska nawierzchnia spowodowały, że nie tryskał ze mnie optymizm przed startem, a stres był ogromny…

Dodatkowo nie lubię popołudniowych startów, jako, że nie wiadomo co jeść i kiedy. Obiad nie „wciągnę”, bo głównie na bieganiu mogłoby się to odbić (zwłaszcza w moim przypadku:D).

Przed startem przyjechali koledzy do Krakowa, także miałam pewną pomoc przed.. wiadomo logistyka w triathlonie nie jest prosta, zapomnisz, tego czy tamtego i …kiepsko. Na starty MTB łatwiej (chociaż raz zapomniałam butów SPD i to na wyścig XC ;-)).

Na naszym dystansie zabroniono startu w piankach, ze względu na wyższą temperaturę wody 23 stopnie. Start miał pewien poślizg. Najpierw startowali zawodnicy PRO (czarne czepki). My kilka minut po nich. Ogólnie woda wcale nie wydawała się nam ciepła. Nawet nie miałam zamiaru się rozgrzewać (mimo, że nie jestem typem „zmarzlucha”).
Woda i miejscówka startu – magia! Czystość widoczność, wokół widoki jak nie z naszego kraju ;-).

Na pływanie mieliśmy dwa okrążenia – po około 750 metrów. Do pierwszej bojki było dość tłoczno. W pewnym momencie nawet jakby „kolka” mnie chwyciła…
Dobieg z wody do strefy zmian był dość długi – pod górę dalej prosto.

Rower – taki stres dla mnie, co będzie, co będzie? W sumie chyba te najgorsze 5 kilometrów na objeździe przejechałam, choć dalej lekko nie było, mimo, że jeden chłopak na trasie powiedział,że dalej jest płasko…i było wtedy przez 500 metrów ;-). Podjazdy takie, że zawodowcy mieli problemy, na jednym panowie pomagali nam brać rowery, a z lewej strony była przywiązana lina pomocnicza przy wchodzeniu ;-). Pierwsze okrążenie pojechałam „zachowawczo”. Oprócz stromych zjazdów, podjazdów, -kamienie, korzenie, single (zastanawiam się jak osoby z szerszymi kierownicami się tam mieściły) i „gwóźdź programu” – świetna niespodzianka, dla mnie nowość – tunel-jaskinia… w środku oświetlony, z muzyką (przez chwilę można było się poczuć jak na imprezie), a dalej z ekranem wyświetlającym kolarzy. Istny czad!
Filmik tutaj:

Filmik z tunelu

Sam bieg okazał się jeszcze trudniejszy, w dodatku słońce wyszło jeszcze gdy byłam na trasie rowerowej, także za ciepło było na odcinkach „odkrytych” chociaż akurat na pogodę nie ma co narzekać, upału nie było , deszczu również.
Pierwszy kilometry to dla mnie „hardcore” – podbieg po skałach ( o ile to można nazwać podbiegiem), strome zbiegi, gdzie łapałam się gałęzi, aby bezpiecznie znaleźć się na „prostej” nawierzchni, i kolejny stromy (dłuższy) podbieg, który podchodziłam jak i inni przede mną… w zasadzie najtrudniejszą część trasy trzeba było przebiec 3x , jako że było 2,5 okrążenia. Biegłam tylko tak by dobiec, stąpając z nogi na nogę… Potknęłam się kilkakrotnie, całe szczęście w miarę szybko opanowując „zachwiania” i powracając do stanu „równowagi”

Na metę wbiegłam po ponad 4 godzinach. Tam czekała koszulka finishera (pierwsze chyba zawody w których startowałam, gdzie faktycznie koszulke finishera dostaje się na mecie. Ponadto obiad do wyboru wegetariański jak i nie (ryż z kurczakiem i warzywami na zimno).
Także masaż tym razem w wykonaniu męskich (jednak młodych) dłoni.
Na mecie nawet przystojniak (który zastanawiałam się z jakiego kraju jest obstawiając Portugalię lub Francję, a tu zaskoczenie – Austria!).

Ostatecznie zostałam v-ce Mistrzynią Polski w crossTriathlonie w kategorii K30, również zajęłam 2gie miejsce w XTERRA w kategorii K30-34 (pokonała mnie czeszka). Ogólnie zawody fajne, jednak nie tak lekkie, bardzo wysoki poziom, czołowi zawodnicy, połowa startujących na tym dystansie to obcokrajowcy. Do tych lepszych daleko, daleko, dużo pracy przede mną … 😉